Nie wiem co się ze mną działo. To chyba ten natłok zadań. Problemów. Natrętnych myśli.
Chciałam, by wszystko wyszło idealnie.
Błędy będę poprawiać na bieżąco.
Ostatnimi czasy wydaje mi się, że przeznaczenie pcha mnie ku nowej, dalekiej drodze, ale otaczający mnie ludzie nie chcą pozwolić mi odejść.
Ta piosenka, towarzyszyła mi w czasie pisania całego rozdziału. Myślę, że do niego pasuje. Może nie poprzez słowa... ale z pewnością poprzez melodię.
http://www.youtube.com/watch?v=ndPEQqqURXU
Dziękuję wszystkim za powitanie i miłe słowa.
__________________________________________________________
Otaczający nas świat, nie składa się jedynie z ludzi.
Otaczający nas świat, to coś więcej.
Jakiś sekret.
Mroczna tajemnica.
Szczypta magii.
To coś nieuchwytnego. Coś, co wykracza daleko, poza zdrowy rozsądek. Co nas przeraża.
Tego dnia
otworzyłam oczy po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Minęła cała wieczność, nim
ludzkość przypomniała sobie o naszym istnieniu. Było nas siedmioro. Enigma –
najstarsza ze wszystkich, Solara, Hydra, Drako, Syriusz, Gemma i ja. Lorelei.
Ostatnia, którą powiła ciemność.
Wraz z pierwszym oddechem, staliśmy
się marionetkami w rękach szaleńców. Bronią, której tak naprawdę nie dało się
kontrolować. Dowodem, na bezmiar ludzkiego okrucieństwa.
Nie
było w nas ani dobra, ani zła. Mięliśmy wypełniać rozkazy. Stanowiło to jedyny
i nieodłączny cel naszej egzystencji.
Bez
pytań. Bez oczekiwań. Bez wahań. Bez zahamowań i wyrzutów sumienia. Jak
maszyny. Bez myśli. Planów. Wspomnień. Tak łatwo było nam rodzić się i umierać.
Tak łatwo zabijać i wskrzeszać. Nie było takiego strachu.
Takiej ekstazy, która mogłaby nas porwać. W której moglibyśmy się zapomnieć. Wolność
nie istniała. Nie dla nas.
Stałam na skraju
urwiska, a mroźny wiatr bezlitośnie smagał wycieńczonym podróżą ciałem. Czarna
peleryna, sięgająca niemal do samej ziemi - łopotała jak skrzydła wielkiego
ptaka. Chwilę później minęła mnie smukła postać siostry, której ostra twarz raz
po raz pojawiała się w świetle księżyca. Za nią, wysunęła się kolejna.
A ciszę rozdarł krzyk i chrzęst łamanych
kości.
Krzyk tak nieludzki.
Tak przerażająco tępy, rozdzierający najtwardsze nawet serca.
Tak przerażająco tępy, rozdzierający najtwardsze nawet serca.
Krzyk, który nigdy do człowieka nie należał.
Bo
żadna żywa istota nie mogłaby pomieścić w sobie tak wielkich pokładów
nienawiści i żądzy mordu.
Czy
właśnie takie było nasze przeznaczenie? Kroczyć w cieniu. Budzić lęk. Być
samemu. Samemu, bo przecież nikt nie chciałby trwać przy bestii.
***
- Dlaczego? Dlaczego miałbym bać się ciebie? Śmierci? Czegokolwiek? Nie mam już nic. Pamiętasz? Odebrano mi wszystko. Dosłownie wszystko... - zakrył ręką oczy na wspomnienie, jak dalece nie po jego myśli potoczyło się kilka ostatnich miesięcy. To prawda. Stracił wszystko, co miał do stracenia. On nie upadł. On stoczył się na samo dno. Pisały o tym wszystkie brukowce, dzień za dniem obsmarowując go coraz to grubszą warstwą gówna. Jego zniszczona, tępo wpatrująca się w przestrzeń twarz, zdobiła okładki największych nawet magazynów. Ludzie nie mięli dla niego litości. - Nie zależy mi. Bo na czym? Nie wiem nawet kim ty tak właściwie jesteś. Po prostu... z dnia na dzień, wpadasz w moje życie i jeszcze bardziej przewracasz je do góry nogami. Mówisz coś o jakichś pieczęciach, polowaniu, innych wymiarach. Ale ja nic nie rozumiem! - wyszeptał, ostatkiem sił zdobywając się na stanięcie ze mną twarzą w twarz. Cichy, wylękniony i małomówny. Wydał mi się wtedy tak śmiesznie mały... słaby. Wystarczył jeden ruch. Pstryknięcie palcem, by padł bez życia.
Nie pozwól ciemności, by przejęła kontrolę nad twoim sercem, Lorelei.
Ale ja już przecież byłam ciemnością. Właściwie... zabicie go, nie miało dla mnie znaczenia. Chciałam tylko uwolnić się od problemu. Uciec przed całą tą obłudą.
Nie jesteś zła.
Zło, to pojęcie względne. Występuje tam, gdzie nie ma już Boga. Ale... czy Bóg w ogóle istnieje? Chyba nie. Bo gdyby rzeczywiście gdzieś tu był, to nie pozwoliłby na cały ten burdel.
Nie pozwól ciemności, by przejęła kontrolę nad twoim sercem, Lorelei.
Nie jesteś zła.
Podobno cierpienie nie ma określonego wyglądu czy kształtu. A jednak... on, zdawał się być ucieleśnieniem życiowego trudu, bólu i strachu. Bał się. Bał się wszystkiego. Działy się bowiem rzeczy, których nie był w stanie racjonalnie wytłumaczyć. I to go zabijało. Dzień za dniem. Sekunda za sekundą. Oddech za oddechem. Bez mojej pomocy.
- Ta łzawa paplanina nie robi na mnie wrażenia.
- Nie musi. - urwał, najzwyczajniej w świecie spuszczając głowę. - Nie oczekuję zrozumienia, ani litości.
- Dobrze. Bo jest mi to zupełnie obce.
Ciemne włosy okalały szczupłą, bladą twarz. Patrzył na mnie przez chwilę tylko po to, by ostatecznie znowu wbić spojrzenie w ziemię. Jak gdyby nie mógł znieść mojego widoku. Nie rozumiał tego, co się działo. Nie rozumiał, jak wiele mógł jeszcze stracić. Cisza, która nastała, wydała mi się wręcz nie do zniesienia. Uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, badawczo mierząc wzrokiem każdy, napotkany przedmiot. Gabinet był schludny, czysty, zachowany w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. Jedynym dodatkiem, który dostrzegłam, była niewielka, czarna ramka, przedstawiająca dwóch mężczyzn i kobietę. Leniwie przysunęłam ją do siebie, niby to od niechcenia, przyglądając się tym ludziom. Jednym z nich, był mój cel.
- Dlaczego już wtedy go nie zabiłaś?
Mimowolnie zerknęłam w jego kierunku. Nadal mi się przyglądał. Może czekał aż zniknę. Aż najzwyczajniej w świecie rozpłynę się w powietrzu...
A on po prostu nie potrafił skupić się na niczym innym. Przez cały ten czas nie mógł przestać o tym myśleć. O niesamowitych oczach. Zimnych jak lód i nieprawdopodobnie błyszczących. Zupełnie jakby były ze szkła.
- Zabijesz mnie, bo taki masz rozkaz? - jego głos był tak samo przygaszony, jak wyraz malujący się na twarzy. Może nawet nie oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. Może chciał jedynie przerwać tą ciszę.
- Mam rozkaz chronienia cię przez czas nieokreślony.
- Przez czas nieokreślony - powtórzył jak echo. - Po co?
- Przez czas nieokreślony - powtórzył jak echo. - Po co?
- Tak bardzo nimi
gardzisz. - stwierdził, stając przy oknie. Przejechał dłonią po
marmurowym parapecie, jednocześnie zgarniając z niego grubą warstwę
kurzu. - A jednak wcale się nie różnicie. Tak wiele jest w tobie zła,
Lorelei. Tak wiele pychy i egoizmu. Czujesz się od nich lepsza, prawda?
Bardziej wartościowa. Godna istnienia, mam rację? Właśnie to, czyni cię
człowiekiem. Zdolność do odczuwania. I choćbyś nie wiem jak bardzo się
tego wypierała, oboje dobrze o tym wiemy. Zakorzenione w tobie
człowieczeństwo, jest twoją największą bronią, ale i słabością. Boisz się, cierpisz, tęsknisz, a nawet śnisz... a skoro tak, to potrafisz też kochać.
- Twoja naiwność mnie bawi, Syriuszu.
- To nie naiwność. Ja po prostu wiem, że jesteś czymś więcej, niż my.
- A ja wiem, że nie dla dobra, pokoju i dostatku nas tu wezwano. Pamiętasz kto to zrobił? - wysyczałam, przykładając mu do twarzy swoją dłoń. Z jasną, niemalże atłasową skórą, w sposób niezwykle brutalny kontrastowała czerń pieczęci. - To nie ozdoba. To piętno. Takie same jak twoje. Takie same, jak pozostałych. Niczym się nie różnimy. I nie mów mi, że potrafię kochać. Nie mów, że mam z nimi coś wspólnego! Ja nie zabijam dla przyjemności. Nie obchodzi mnie ich bogactwo ani władza. I wiesz co? Brzydzę się tym, że tak łatwo przychodzi wam usługiwanie ludziom.
- Dobrze wiesz, że nie mamy innego wyjścia. - przerwał, ostatkiem sił powstrzymując drżenie głosu.
- Czyżby? W takim razie jesteście słabsi, niż myślałam. Skoro wam to odpowiada... róbcie co chcecie. Ja nie mam zamiaru latać za jakimś człowiekiem.
- Więc co zrobisz?
- Zabiję go - ucięłam. Po chwili namysłu odwróciłam się na pięcie, złapałam płaszcz i bez słowa ruszyłam ku drzwiom. Dalsza polemika nie miała najmniejszego sensu.
- Wiesz, jakie poniesiesz konsekwencje? Jeśli nie zabije cię zerwanie pieczęci... zrobią to Łowcy. Nie będą się musieli wysilać. Nie myśl też, że Ojcowie nie ruszą za tobą w pogoń. Za zerwanie umowy, grozi coś znacznie gorszego, niż śmierć. - gadał jak nakręcony czekając, aż zdam sobie sprawę z tego, że ma rację. Czekał, aż w końcu zatrzymam się i przemyślę to, co chcę zrobić.
Jednakże. Ten moment nigdy nie nadszedł.
- To nie naiwność. Ja po prostu wiem, że jesteś czymś więcej, niż my.
- A ja wiem, że nie dla dobra, pokoju i dostatku nas tu wezwano. Pamiętasz kto to zrobił? - wysyczałam, przykładając mu do twarzy swoją dłoń. Z jasną, niemalże atłasową skórą, w sposób niezwykle brutalny kontrastowała czerń pieczęci. - To nie ozdoba. To piętno. Takie same jak twoje. Takie same, jak pozostałych. Niczym się nie różnimy. I nie mów mi, że potrafię kochać. Nie mów, że mam z nimi coś wspólnego! Ja nie zabijam dla przyjemności. Nie obchodzi mnie ich bogactwo ani władza. I wiesz co? Brzydzę się tym, że tak łatwo przychodzi wam usługiwanie ludziom.
- Dobrze wiesz, że nie mamy innego wyjścia. - przerwał, ostatkiem sił powstrzymując drżenie głosu.
- Czyżby? W takim razie jesteście słabsi, niż myślałam. Skoro wam to odpowiada... róbcie co chcecie. Ja nie mam zamiaru latać za jakimś człowiekiem.
- Więc co zrobisz?
- Zabiję go - ucięłam. Po chwili namysłu odwróciłam się na pięcie, złapałam płaszcz i bez słowa ruszyłam ku drzwiom. Dalsza polemika nie miała najmniejszego sensu.
- Wiesz, jakie poniesiesz konsekwencje? Jeśli nie zabije cię zerwanie pieczęci... zrobią to Łowcy. Nie będą się musieli wysilać. Nie myśl też, że Ojcowie nie ruszą za tobą w pogoń. Za zerwanie umowy, grozi coś znacznie gorszego, niż śmierć. - gadał jak nakręcony czekając, aż zdam sobie sprawę z tego, że ma rację. Czekał, aż w końcu zatrzymam się i przemyślę to, co chcę zrobić.
Jednakże. Ten moment nigdy nie nadszedł.
Tak było najłatwiej, prawda?
Zniszczyć to, co powoduje ból.
- Tego nie wiem. Prawdę mówiąc... nawet mnie to nie obchodzi. Ktoś, kto stoi nade mną, ma względem ciebie wielkie plany. To wszystko.
- Więc nie zginę... - mruknął bardziej do siebie, niż do mnie.
- Nie mów hop. Idąc tu, miałam zamiar rozerwać cię na strzępy.
- Więc co się zmieniło?
Najwidoczniej jakimś cudem...
- Chcę zobaczyć, co z tego wyniknie, ale teraz...
udało ci się wzbudzić w niej ciekawość.
... śpij. - szepnęłam, ogłuszając go. - I ani mi się waż, komukolwiek o mnie powiedzieć. W przeciwnym razie... zabiję ciebie i każdego, kto się o mnie dowie.
***
- Myślisz że to zrobi?
- Nie. Jest inna... inna niż my. To prawda, nie czuje, ale... to dlatego, że nigdy wcześniej, nie miała bezpośredniej styczności z człowiekiem. Owszem, zabijała ich bez cienia zahamowań. Jednakże... on też nie jest taki, jak pozostali. - stwierdził dziwiąc się, że wcześniej na to nie wpadł.
- Jeśli to co mówisz jest prawdą, Lorelei sprawi nam wiele kłopotów. Ciężko będzie utrzymać ją na smyczy, ale dzięki więzi z tym chłopcem... uda mi się nad nią zapanować. Tymczasem odsyłam cię do twojego Klucza. Dla bezpieczeństwa... miej oko na naszą małą Siódemkę.
- Tak, Panie. - westchnął Syriusz, kłaniając się niemal do samej ziemi. Zgarnął z biurka dokumenty, które mu powierzono i bezgłośnie opuścił pomieszczenie.
***
Dziesiątki, a może setki - ubranych na czarno postaci.
Rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi
Nawet niebo płakało.
- Wiesz, że narażasz się na ich komentarze, przyjeżdżając tu w takiej chwili, prawda?
- To moja matka, Fynn! Nie mogą oczekiwać, że tak po prostu usunę się w cień. - Will poczuł, że ogarnia go lekkie rozdrażnienie. Wsunął dłonie w kieszenie, westchnął cicho i zwolnił raptownie. Nie chciał, by ktokolwiek przysłuchiwał się ich rozmowie. - Co będziesz teraz robił? No wiesz... po rozwiązaniu zespołu. - zagadnął, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. Jego towarzysz skrzywił się nieznacznie, delikatnie wzruszając przy tym ramionami. On również nie posiadał jeszcze jakiejkolwiek alternatywy.
- A ty?
- Ja... Może założę jakąś firmę. Mam trochę oszczędności. - powiedział to tak cicho, że ledwo było go słychać. W duszy pluł sobie w brodę, że nawet przed własnym przyjacielem nie jest w stanie przyznać się do tego, w jak trudnej sytuacji się znalazł. - W każdym razie, jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
- Ale miałeś na to sporo czasu.
- Co masz na myśli? - podjął wokalista uśmiechając się wbrew sobie, jednak zaraz na powrót spoważniał.
- Zniknąłeś Will. Zniknąłeś, a my pisaliśmy, dzwoniliśmy, pukaliśmy do twoich drzwi i zaglądaliśmy przez okna. Gdzie cię wcięło? Tom łaził po ścianach, rozumiesz? Bał się, że coś sobie zrobisz. My też się baliśmy.
- Działy się rzeczy... o których nie powinienem mówić, Fynn. Rzeczy, których nie jestem wstanie wyjaśnić, bo tak na prawdę... sam nie wiem, czy po prostu ich sobie nie ubzdurałem. - przyznał, rozglądając się uważnie, by upewnić się, że nikt go nie usłyszał. - Może oszalałem. Może z żalu po śmierci mamy i utracie zespołu...
- Przestań! - przerwał basista, ale on mówił dalej. Jakby chciał to mieć jak najprędzej za sobą, doprowadzić do końca, zanim straci siły. Zanim sam przestanie wierzyć w to, czego był świadkiem.
- Zawsze mięliście mnie za osobę najrozsądniejszą ze wszystkich, ale... ja już chyba postradałem zmysły, rozumiesz? Rozmawiałem z kimś, kto nie istnieje. Kto pojawia się i znika w mojej wyobraźni, a nad kim nie panuję. Od tego czasu boję się wychodzić z domu. Boję się z kimkolwiek rozmawiać, wychodzić z psem na spacer. Cały czas się obracam. Sprawdzam, czy nikt mnie nie śledzi. Czy nikt nie wyłania się z ciemności.
- Kto to był ?
- Jakaś kobieta... Nie. Dziewczyna. Była pewnie trochę młodsza od nas. Bardzo ładna, ale... przerażająca. Miała takie wielkie, szklane oczy. To pamiętam najlepiej. Właściwie tylko te oczy wciąż upewniają mnie w przekonaniu, że sobie tego nie wymyśliłem... - wyszeptał, a potem drgnął i znieruchomiał, a jego twarz była już tylko bladą, wykrzywioną w grymasie przerażenia maską. - Ona tu jest.
Dziesiątki, a może setki - ubranych na czarno postaci.
Rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi
Nawet niebo płakało.
- Wiesz, że narażasz się na ich komentarze, przyjeżdżając tu w takiej chwili, prawda?
- To moja matka, Fynn! Nie mogą oczekiwać, że tak po prostu usunę się w cień. - Will poczuł, że ogarnia go lekkie rozdrażnienie. Wsunął dłonie w kieszenie, westchnął cicho i zwolnił raptownie. Nie chciał, by ktokolwiek przysłuchiwał się ich rozmowie. - Co będziesz teraz robił? No wiesz... po rozwiązaniu zespołu. - zagadnął, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. Jego towarzysz skrzywił się nieznacznie, delikatnie wzruszając przy tym ramionami. On również nie posiadał jeszcze jakiejkolwiek alternatywy.
- A ty?
- Ja... Może założę jakąś firmę. Mam trochę oszczędności. - powiedział to tak cicho, że ledwo było go słychać. W duszy pluł sobie w brodę, że nawet przed własnym przyjacielem nie jest w stanie przyznać się do tego, w jak trudnej sytuacji się znalazł. - W każdym razie, jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
- Ale miałeś na to sporo czasu.
- Co masz na myśli? - podjął wokalista uśmiechając się wbrew sobie, jednak zaraz na powrót spoważniał.
- Zniknąłeś Will. Zniknąłeś, a my pisaliśmy, dzwoniliśmy, pukaliśmy do twoich drzwi i zaglądaliśmy przez okna. Gdzie cię wcięło? Tom łaził po ścianach, rozumiesz? Bał się, że coś sobie zrobisz. My też się baliśmy.
- Działy się rzeczy... o których nie powinienem mówić, Fynn. Rzeczy, których nie jestem wstanie wyjaśnić, bo tak na prawdę... sam nie wiem, czy po prostu ich sobie nie ubzdurałem. - przyznał, rozglądając się uważnie, by upewnić się, że nikt go nie usłyszał. - Może oszalałem. Może z żalu po śmierci mamy i utracie zespołu...
- Przestań! - przerwał basista, ale on mówił dalej. Jakby chciał to mieć jak najprędzej za sobą, doprowadzić do końca, zanim straci siły. Zanim sam przestanie wierzyć w to, czego był świadkiem.
- Zawsze mięliście mnie za osobę najrozsądniejszą ze wszystkich, ale... ja już chyba postradałem zmysły, rozumiesz? Rozmawiałem z kimś, kto nie istnieje. Kto pojawia się i znika w mojej wyobraźni, a nad kim nie panuję. Od tego czasu boję się wychodzić z domu. Boję się z kimkolwiek rozmawiać, wychodzić z psem na spacer. Cały czas się obracam. Sprawdzam, czy nikt mnie nie śledzi. Czy nikt nie wyłania się z ciemności.
- Kto to był ?
- Jakaś kobieta... Nie. Dziewczyna. Była pewnie trochę młodsza od nas. Bardzo ładna, ale... przerażająca. Miała takie wielkie, szklane oczy. To pamiętam najlepiej. Właściwie tylko te oczy wciąż upewniają mnie w przekonaniu, że sobie tego nie wymyśliłem... - wyszeptał, a potem drgnął i znieruchomiał, a jego twarz była już tylko bladą, wykrzywioną w grymasie przerażenia maską. - Ona tu jest.
Żałuję, że nie powiedziałaś mi wcześniej o tym blogu, ale z drugiej strony cieszę się, że wróciłaś i znów publikujesz. Brakowało mi Ciebie i Twoich opowieści.
OdpowiedzUsuńCiekawie rozpoczęłaś, troszkę dziwnie, ale bardzo w Twoim stylu, który, jak dobrze wiesz, bardzo lubię. Podoba mi się również atmosfera, którą tworzysz. Te niedopowiedziane słowa, miejsce na własne myśli, trochę niepewności oraz niejasności, brak oczywistości. Zastanawia mnie kim jest Lorelei i jaką rolę w jej życiu i całym opowiadaniu odegra Will. Kolejny raz udało Ci się mnie zaciekawić.
Obawiam się, że mogę zostać beznadziejną fanką Syriusza i to z błahego powodu, bo przypomina mi Syriusza Blacka z Harry'ego Pottera, a muszę przyznać, że Syriusza uwielbiam. O Psiej Gwieździe również słyszałam, nie martw się. Zastanawia mnie wybór imienia Gemmy, tzn. dlaczego akurat takie imię? Św. Gemma jest moją patronką z bierzmowania: ). Okej, koniec bzdur.
Ściskam i życzę dużo weny oraz siły. Wierzę w Ciebie.
PS Prolog był genialny.
Prolog był niesamowity, ale pierwszy rozdział również. miałam się za niego zabrać już wcześniej, ale jakoś tak wyszło... wybacz, w każdym razie.
OdpowiedzUsuńpopieram przedmówczynię, twój Syriusz mnie również przypomina Syriusz Black'a z HP, a że był jedną z moich ukochanych postaci... cóż, siłą rzeczy twojego bohatera też lubię.
masz niesamowicie ciekawy styl, sprawiasz, ze czytelnik pochłania tekst bez pamięci, co jest nieczęsto spotykane wśród blogowych pisarzy, a jeśli już, to tylko u tych dobrych. nie przesadzasz z opisami, ale wszystko łatwo sobie wyobrazić i jest na swoim miejscu.
no i jest Lorelei, która niesamowicie mnie intryguje.
z niecierpliwością czekam na następny rozdział, tymczasem życzę ci dużo weny i braku powakacyjnej depresji. mnie chyba ona nie ominie...
xoxo!
Thalia
PS. na cat-eater.blogspot.com pojawił się pierwszy rozdział ;)
Szczerze powiedziawszy to nie mam zielonego pojęcia, co mam napisać. Ten rozdział, tak jak uprzednio prolog, pozostawił w mojej głowie mnóstwo niedomówień i wątpliwości. Podobają mi się wykreowana przez Ciebie postacie. Lorelei jest inna. Tak, lepiej nie mogłam tego ująć - a przynajmniej nie umiałam. Co do Syriusza... Tak jak osoby na górze kojarzy mi się z Syriuszem Blackiem z "Harry'ego Pottera". Ta postać od razu wzbudziła we mnie sympatię. Jego przemówienie do Lorelei było takie głębokie i zmuszające do tego, aby zastanowić się na tym, jaka jest Lorelei. I wygląda jak Elijah! Nie wiem, ba, nawet się nie domyślam, jaką rolę odegra Will. Chociaż... Może Will pogłębi ukryte gdzieś w sobie człowieczeństwo Lorelei?
OdpowiedzUsuńCzytając to odniosłam wrażenie, iż pisze to bardzo dojrzała osoba, która choć może nie przeżyła i nie poczuła na sobie wszystkich emocji świata, to wie więcej niż przeciętna pisarka. Masz zawiły i wyszukany styl, co jest całkowitym przeciwieństwem mnie. Te urwane zdania, krótkie retrospekcje... Wszystko jest takie epickie. Jestem pod wielkim wrażeniem. Cieszę się, że w końcu znalazłam Twój blog - miałam z tym niemały problem, bo nie podałaś mi liniku. Zresztą to nieważne... W każdym razie mam nadzieję, że nie obrazisz się, gdy dodam Cię, a w zasadzie Twoją twórczość, do polecanych i obserwowanych.
PS. Dziękuję za miłe słowa na moi blogu!
Pozdrawiam, Authoress :)
Strasznie mi się podoba, chociaż trochę się gubię jak czytam. Może tylko ja mam ten problem? Świetny pomysł na opowiadanie. Jestem ciekawa co będzie dalej i już nie mogę się doczekać nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńWeny!
Ha! No przyznam się bez bicia, że myślałam, że już nie wrócisz. Jak mnie miło zaskoczyłaś swoim komentarzem! Dziękuje za wszystkie słowa, każdą literkę z osobna :) Musisz mi jednak wybaczyć, ale obecnie wkuwam do egzaminu (studia..ehh) i przeczytam i skomentuje Twój post dopiero po 6. września. Także na razie mówię dziękuję, cieszę się, że jesteś i DO USŁYSZENIA! :)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM!
super, polecisz mojego bloga na swoim link:
OdpowiedzUsuńhttp://zaczarowana-grafika.blogspot.com/
Bardzo mi na tym zależy, chciałabym się wybić liczę na twoją pomoc
Tak jak obiecałam wracam z komentarzem. Jak zwykle komentuje razem z czytaniem (mam otworzone dwie karty :)), więc zacznę, siłą rzeczy, po kolei.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie magiczny cytat. Twój? Jeśli nie, to radzę jednak zaznaczać kto jest autorem - taka mała techniczna uwaga. Jakoś tak mnie urzekł, że musiało chwile upłynąć zanim zaczęłam czytać dalej, zamyśliłam się. Szczere i fantastycznie oddające rzeczywistość. Dziękuje Ci za ten cytat.
Narracja pierwszoosobowa! Ha, ma to swoje zalety i wady (ja, zwolennik, 3-os. to mówi), ciekawa jestem jak pokażesz świat z takiej perspektywy, bo moim zdaniem 1-os narracja lekko zawęża rzeczywistość, ale przez to, tak z drugiej strony, fajnie można kreować kolejne etapy historii, bla bla bla ale dygresja, przepraszam... :d
Bardzo tajemniczy początek. W zasadzie ciężko coś z niego wywnioskować. No może poza tym jaki masz styl pisania - wydaje się być plastyczny, zobaczymy co będzie dalej. Ale naprawdę fajnie poprowadziłaś ten wstęp, nadałaś mu odpowiedni, trochę podniosły, poważny ton, zawiesiłaś końcówką, niewydumany, ale przyjemny język...fajnie fajnie :)
Noo brukowców się nie spodziewałam. Nie byłam w stanie ocenić ani przestrzeni ani czasu po samym początku, ale nie liczyłam na to, że bedą to czasy współczesne, a tak to brzmi. A może się mylę? Padły 'inne wymiary', więc kto wie(poza Tobą)?
Ahh widzę co tu się dzieję, ale nie do końca rozumiem. Dostrzegam 'zabawę' czcionkami, pogrubieniami, umiejscowieniem etc. Lubię takie rzeczy, ale tutaj nie za bardzo je rozumiem. Fajny zabieg, tylko jakoś nie składa się w jedną całość. Podobają mi się z kolei (i sensownie ich używasz) pojawiające się w zdaniach słowa z dużej litery jak Klucz, Siódemka, Ojcowie.
O ile się nie mylę to mieszasz dwa światy i to są zapewne te wymiary. Jeśli mam rację to rzeczywiście fajny bajer i dawno czegoś podobnego nie czytałam. Świetny pomysł, pamiętaj tylko, że czytelnik jest zdany w 100% na twoim słowie - czasem się gubię, moja mała uwaga to pisz jaśniej, przejrzyściej. Wiem, że to dopiero 1. rozdział i wszystkie wątki dopiero się rozwiną, chodzi mi bardziej o to, że czytając czasem nie wiem co się dzieje, ale być może to dlatego, że już po 2...
Zaskoczysz mnie jeśli laską, którą w ostatniej wypowiedzi opisuje Will nie jest nasza Lorelei... :D
ogółem bardzo intrygująco, ale trochę mgliście. Mglisty prolog jest zrozumiały, niejasne początki również, więc wszystko wybaczam:D Fajnie piszesz, widac, ze sie tym nie meczysz i latwo czyta sie Twoja tworczosc co tez jest duzym plusem. Jedyna moja uwaga to tak jak juz pisalam - czytelnik jest zalezy od ciebie niemal w 100%, jesli czegos celowo niedopowiesz to inteligentny czytelnik to wylapie, ale jesli niedopowiesz niecelowo - nawet inteligencja nie pomoze i niewiele osob zrozumie, co chcesz przekazac. Podoba mi sie to wspoistnienie dwoch swiatow - zwlaszcza ten drugi, wytwor Twojej wyobrazni intryguje, bo narazie trudno cokolwiek o nim powiedziec. Mam tylko nadzieje, ze na kolejny rozdzial nie kazesz nam czekac tak dlugo :d pozdrawiam goraco!